Nadzieja 2
Rosja nie przegrała jeszcze wojny w Ukrainie, ale strategicznie poniosła porażkę, a Chiny pokornieją. To dobrze.
W pierwszej części blogowego mini serialu o nadziei na ten rok, przedstawiłem optymizm co do stabilizacji w Ameryce i odzyskaniu przez nią przywództwa Zachodniego świata. Obecny odcinek będzie o Rosji i Chinach, które od dłuższego już czasu tworzą coraz bardziej sformalizowany sojusz wymierzony w USA i Zachód. Potwierdziło się to gdy Putin uzyskał początkowe poparcie Chin dla napaści na Ukrainę, co było novum w polityce chińskiej, do tej pory przywiązującej rzekomo ogromną wagę do integralności terytorialnej państw i pomimo znacznych interesów jakie Chiny robiły w Ukrainie i roli jaką kraj ten miał odegrać w realizacji chińskiej strategii budowania “nowego jedwabnego szlaku” z Azji do Europy.
Zacznijmy od Rosji. Atak na Ukrainę jest zbrodniczą próbą odbudowania imperium. Opowieści “globalistycznych realistów” o tym, że jego przyczyną były uzasadnione obawy o bezpieczeństwo w świetle ukraińskich dążeń do członkostwa w UE i NATO to jest naginanie rzeczywistości. Wystarczyło słuchać Putina uważnie przez ostatnie dziesięć lat (a może dłużej) by wiedzieć, że uważa się za spadkobiercę imperialnej tradycji Piotra Wielkiego i Katarzyny. Putin nie tylko fatalnie ocenił siłę ukraińskiej tożsamości ale okazał się też marnym strategiem. Jego “trzydniowa operacja specjalna” rozbiła się o zdeterminowaną obronę Ukraińców i bohaterskie przywództwo Prezydenta Zełeńskiego. Mit o potędze rosyjskiej armii pękł jak balonik, równocześnie dając olbrzymi moralny i polityczny zastrzyk siły Ukrainie. Jej europejskie aspiracje są silniejsze niż przed wojną, a Zachód będzie bardziej skłonny przyjąć zwycięską Ukrainę do swoich struktur. Jeżeli dołożymy do tego włączenie Finlandii i Szwecji do NATO, wzmożone zbrojenia na Zachodzie, radykalny zwrot w podejściu do importu rosyjskich surowców energetycznych i kompromitację polityki “rozumienia Rosji”, to Putin już dzisiaj koncertowo przegrał. Do pokoju i pełnego zwycięstwa Ukrainy droga jest daleka i niepewna, a rosyjska potęga militarna bynajmniej nie jest złamana. Ale szanse Rosji na odtworzenie imperium, odbudowanie wpływów w Europie i wypchnięcie USA z kontynentu istotnie zmalały. Zamiast odbudować imperium, Putin zbudował wokół Rosji kordon sanitarny, zmarnował jej szanse rozwojowe i coraz bardziej uzależnił od Chin.
Najbardziej zdumiewające jest jak bardzo Putin uwierzył w swoje własne fantazje na temat Ukrainy i Zachodu. Jak wielu rewizjonistów, uwierzył w rzekomą degenerację zachodniej demokracji i jej nieustannej atrakcyjności dla wielu narodów na świecie. Uwierzył chyba również w swoją historycznie wątpliwą narrację o tym, że Ukraińcy to w gruncie rzeczy Rosjanie, którzy o tym zapomnieli na skutek machinacji nacjonalistów i wrogich sił zewnętrznych. Przywódca żyjący rzekomo historią zlekceważył wieki starań Ukraińców o własne państwo tylko dlatego, iż przez kilka wieków nie byli oni w stanie tego marzenia zrealizować. I podobnie jak w 2014, kiedy dokonał pierwszej agresji, nie docenił siły tożsamości ukraińskiej. Brutalność i zbrodnie wojenne rosyjskich żołnierzy wywołały gniew nawet tych Ukraińców, którzy mieli pro-rosyjskie sympatie i nie mówili po ukraińsku, a zwycięstwa ukraińskich wojsk, patriotyzm i poczucie własnej wartości przełożą się, moim zdaniem, na umocnienie ukraińskiej tożsamości, konsolidacji i dumy narodowej. Długofalowym skutkiem tego będzie w moim odczuciu nadejście silnej i bogatej Ukrainy, zintegrowanej z Zachodem i na długo wrogiej Rosji. Jakby tego było mało, także inne post-radzieckie republiki w centralnej Azji widzą zarówno groźbę jak i słabość Rosji i coraz mocniej manifestują swoją niezależność. Zamiast odbudowy imperium i wzmocnienia strefy wpływów, Putin jest na najlepszej drodze do jej izolacji.
Porażka Putina jest także problematyczna dla Chin, mimo, że w długim horyzoncie mogą one się spodziewać korzyści z uzależnienia Moskwy. Chinom w ogóle nie idzie ostatnio najlepiej. Po kilku latach agresywnej i konfrontacyjnej nacjonalistycznej retoryki, którą na zachodzie nazwano “wilczą dyplomacją”, z chińskich aspiracji do globalnej dominacji zeszło powietrze. Katalizatorem okazał się Covid, ale wojna Rosji z Ukrainą ma tu także znaczenie. Próby zatuszowania początków pandemii w chińskim Wuhan w 2019 roku i odmowa rzetelnej współpracy międzynarodowej aby ją opanować stanęła w kontraście do współpracy Chin z Zachodem w czasie walki ze światowym kryzysem gospodarczym w 2008 roku. Drakońska polityka zero-Covid zamykania całych dzielnic, miast i fabryk znacząco spowolniła chińską gospodarkę bo nie została, tak jak na Zachodzie, zastąpiona masowymi szczepieniami, które po dwóch latach dały efekt w postaci wyższej zbiorowej odporności. Co gorsza, zero-Covid okazał się porażką, bo pandemia ponownie wybuchła w Chinach na jesieni, wywołując pierwsze od lat poważne protesty społeczne. Świeżo zainstalowany na dożywotnią władzę chiński przywódca Xi Jinping (na zdjęciu z Putinem powyżej) musiał zmienić kurs i usunąć ograniczenia, co z kolei spowodowało nasilenie się zachorowań wśród słabo zaszczepionej ludności. Szpitale w Chinach się zapełniają w błyskawicznym tempie, a część fabryk nadal ma przestoje.
To nie koniec problemów Chin. W gospodarce, dzieje się źle do tego stopnia, że promowana także w Polsce opowieść o nieuchronnym wyprzedzeniu USA przez Chiny na podium największej gospodarki świata posypała się. Składa się na to wiele czynników. Na początku pandemii nadmierne uzależnienie się Zachodu od dostaw z Chin uwidoczniło się w braku podstawowych środków ochronnych. Lockdowny i polityka zero-Covid spowodowała przestoje w “fabryce świata” i rozerwała łańcuchy dostaw. Dało to nowy impet “reshoringowi”, czyli skracania łańcuchów dostaw przez globalne korporacje i większej dywersyfikacji produkcji. Pogarszające się otoczenie biznesowe w Chinach dodatkowo te trendy wzmocniło. Xi odszedł od niepisanego konsensusu stojącego za modernizacją w ostatnich dekadach na rzecz powrotu do centralnej roli państwa i ręcznego sterowania. Konsensus pozwalał na gwałtowny rozwój sektora prywatnego i indywidualnego bogacenia się społeczeństwa w zamian za utrzymanie monopolu Komunistycznej Partii Chin w polityce i rezygnację z demokracji. Xi, w odróżnieniu od swoich poprzedników, okazał się pod tym względem tradycyjnym komunistą i zmienił zasady gry. Chińscy miliarderzy, których przedsiębiorczość i innowacje były zasadniczym elementem boomu gospodarczego i przewag technologicznych w ostatnich dekadach, zostali odsunięci od kierowania swoimi firmami, a matka partia (i armia) zaczęły mikro-zarządzać biznesem. Warunki działania firm zagranicznych pogorszyły się, a coraz bardziej konfrontacyjna retoryka Xi i jego “wilczych dyplomatów”, zmasowane zbrojenia, zniszczenie autonomii Hong Kongu i militarne groźby pod adresem Tajwanu, dały Zachodowi jasno do zrozumienia, że zamiast przyjaznej rywalizacji i koegzystencji, Chiny skręciły na drogę konfrontacji. Efektem tego jest dwucyfrowy spadek zaufania do Chin w wielu krajach, w tym w Polsce. Jeszcze w 2016 roku rząd Beaty Szydło stawiał na Chiny, angażując się w chińską inicjatywę 16+1 czyli regularnych szczytów gospodarczych Chin i krajów naszego regionu, zwłaszcza na Bałkanach. Tak silna była niechęć do Europy i tak wielka fascynacja chińskim modelem państwowego kapitalizmu, że Szydło i jej ekipa ignorowali rosnące napięcia na linii Chiny-Zachód i ostrzeżenia ze strony UE, że Pekin stara się wciągnąć kraje naszego regionu w swoją orbitę. Udało się to na Węgrzech i Serbii, nieprzypadkowo dwóch krajach najbardziej sceptycznie nastawionych do Europy i zaprzyjaźnionych z anty-zachodnią osią Pekin-Moskwa. Na szczęście Polska i inne kraje regionu “ogarnęły” się w czasie pandemii i dołączyły do zachodniego konsensusu, zwłaszcza w obliczu dowodów na postępującą infiltrację wielu środowisk naukowych i biznesowych przez chiński aparat wpływu.
Kolejnym kosztownym błędem Chin okazało się początkowe poparcie dla rosyjskiej agresji na Ukrainę. Przewodniczący Xi źle odczytał sytuację, kiedy uwierzył Putinowi, że “operacja specjalna” zakończy się szybko, a rzekomo zdemoralizowany, podzielony Zachód nie zrobi nic poza wyrażeniem oburzenia. Rosyjskie zwycięstwo miało być triumfem i przedsmakiem “nowego światowego porządku” opartego o siłę i autorytarny model reprezentowany przez przymierze Chin i Rosji.
Zdecydowana reakcja Zachodu i daleko idące sankcję na Rosję zaskoczyły Chiny, które już w pierwszych tygodniach wojny dały do zrozumienia, że nie zaryzykują udzielenia swojemu strategicznemu sojusznikowi masowej gospodarczej, a tym bardziej wojskowej pomocy. Porażka armii rosyjskiej w kolejnych miesiącach i nuklearne groźby Putina wywołały w Pekinie poważne obawy, że postawiono na złego konia. Chiny znalazły się w mniejszości krajów na świecie, które odmówiły uznania Rosji za agresora, podkopując aspiracje Xi do bycia liderem nowego światowego porządku. Zjednoczenie Zachodu, intensyfikacja zbrojeń, rozszerzenie NATO o Finlandię i Szwecję, a przede wszystkim masowa pomoc wojskowa i finansowa dla Ukrainy uprzytomniły Chinom, że zachodnie demokracje nie są tak bezwolne i bezzębne jak to się mogło wydawać. Co więcej, agresja Rosji dała nowy impet zachodnim sojuszom militarnym nie tylko w Europie ale także w Azji. Japonia, odwieczny rywal, remilitaryzuje się i daje do zrozumienia, ze podobnie jak USA, nie będzie bezczynna jeżeli Chiny zaatakują Tajwan. Biorąc pod uwagę strategiczne położenie Tajwanu na południowo-zachodnim krańcu szeroko rozumianego archipelagu wysp japońskich, militarystyczna narracja Pekinu doprowadziła do poważnego przewartościowania japońskiego pacyfizmu. Obraz samotnej Rosji pokonanej przez słabszego sąsiada dzięki zmasowanej pomocy Zachodu wywołał w Pekinie rewaluację ryzyka związanego z ewentualną agresją na Taiwan. Innymi słowy, Ukraina dała Ameryce szansę zademonstrować Xi, że militarna agresja na rzekomo słabszego adwersarza może mieć odwrotne do zamierzonych skutki.
To wszystko zdaje się dało Chinom do myślenia i prowadzi do dobrej dla świata moderacji. Xi publicznie upomniał Putina, że użycie broni nuklearnej byłoby dla Pekinu przekroczeniem czerwonej linii. “Wilcza dyplomacja” ustąpiła bardziej tradycyjnym deklaracjom Chin o szacunku dla obowiązującego porządku i próbom szukania de-eskalacji w relacjach z USA, czego wyrazem było spotkanie Xi i Bidena w czasie spotkania G-20 na Bali. Odpływ kapitału z Chin, spowolnienie gospodarcze oraz wyraźniejsze sygnały o tym, że zachodnie firmy będą przenosić biznes gdzie indziej, również wydają się skłaniać Pekin do szukania powrotu do epoki kooperacji z Zachodem.
Oczywiście byłbym znów nadmiernym optymistą, gdybym nie dostrzegał ryzyka iż odprężenie na linii Chiny- Zachód jest wyłącznie zasłoną dymną ze strony Pekinu aby mogły lepiej przygotować się do otwartej konfrontacji. Tak może być, ale na dziś mam wrażenie, że chińska tradycja rozważności i kalkulacji (w odróżnieniu od rosyjskiej improwizacji) pozwoli światu uniknąć scenariusza, który bardzo łatwo mógłby przerodzić się w nuklearny kataklizm. Wiele zależy teraz od reakcji Zachodu. Jak zauważył Gideon Rachman, wpływowy felietonista Financial Times’a, Zachód popełniałby błąd nadmiernie dokręcając śrubę, a raczej powinien łączyć odstraszanie w sferze militarnej z perspektywami dalszej współpracy gospodarczej, zwłaszcza teraz, kiedy Chiny dostrzegają wreszcie słabości swojej gospodarki i jej uzależnienie od globalizacji.
Mam nadzieję, że ten tekst był dla Państwa interesujący i już zapraszam do czytania kolejnego odcinka poświęconego Polsce. Zapraszam również do komentowania lub polemiki oraz o ewentualne podzielenie się tym tekstem ze znajomymi czy przyjaciółmi, za pomocą guzików poniżej.