Nadzieja
Pogłoski o nieuchronnej śmierci demokracji i zachodniego modelu społeczno-gospodarczego okazały się przesadzone. Ten rok pokaże czy to incydent, czy zmiana trendu, także w Polsce.
Mój wieloletni przyjaciel z Reutera Tomasz Janowski, jeden z najlepszych dziennikarzy jakich znam, miał powiedzenie-kontrapunkt dla mojego optymizmu co do stanu świata w latach 90tych. “Pesymista to dobrze poinformowany optymista”, rzucał, kiedy ponosiła mnie utopijna wizja końca historii, w której triumf demokracji, dywidenda pokoju po Zimnej Wojnie i globalizacja doprowadzą do powszechnego dobrobytu.
I choć przez niemal dwie dekady jego ostrożność studziła ale nie gasiła mój entuzjazm, wydarzenia z kolejnych dwóch dziesięcioleci mogę opisać jako coraz bardziej lodowaty prysznic. Po wielkim kryzysie z lat 2008-15, szaleństwie Brexitu, rosyjskich agresjach, wyborczych zwycięstwach Trumpizmu i jego wersji nad Wisłą, miałem przekonanie graniczące z pewnością, że zmierzamy w stronę triumfu ciemności jakiego nie widzieliśmy od lat 30 i 40 ubiegłego wieku. Strofy Yeatsa z “Drugiego nadejścia” wydały mi się równie adekwatne jak wiek temu, kiedy były pisane:
Wszystko w rozpadzie, w odśrodkowym wirze; Czysta anarchia szaleje nad światem, Wzdyma się fala mętna od krwi, wszędzie wokół Zatapiając obrzędy dawnej niewinności; Najlepsi tracą wszelka wiarę, a w najgorszych Kipi żarliwa i porywcza moc.
W projekcji Yeatsa, siły odśrodkowe i upadek porządku opartego o wartości miały prowadzić do “drugiego nadejścia” - tyle że zamiast Jezusa miał to być adwent jego antytezy - brutalnej, bezlitosnej i pierwotnej siły. Odstawiając na moment licencję poetycką, ostatnie 20 lat miało w sobie coś apokaliptycznego: samobójczy i dramatyczny atak islamskich ekstremistów na World Trade Center, wojny w Iraku i Afganistanie, najpoważniejszy kryzys gospodarczy od 70 lat, a za nim kolejne wojny i ludobójstwo na Bliskim Wschodzie, masowe migracje, marsz autokratycznego populizmu w USA i Europie, a potem pandemia i wreszcie brutalny i ludobójczy rosyjski atak na Ukrainę. W tle tego wszystkiego czaiła się coraz bardziej asertywna i militarystyczna postawa nowej globalnej potęgi ekonomicznej, autokratycznych Chin. Początek wieku to zatem “the age of disruption” - epoka rozedrgania i rewizji, koniec zachodniej dominacji świata, koniec porządku ustanowionego po II Wojnie Światowej.
Tyle, że w 2022 stary geopolityczny porządek wcale nie okazał się aż tak słaby. Odśrodkowy wir nie rozerwał demokratycznego centrum lecz spowolnił, najlepsi nie stracili wiary, a najgorsi, choć żarliwi i bezwzględni, okazali się nieudolni (dzięki Bogu). Epoka rozedrgania trwa i grozi nam codziennie świstem rakiet nad Ukrainą, ale wydarzenia tego i zeszłego roku dają nadzieję na utrzymanie tego co w obecnym porządku najlepsze i o co biło się bliskie mi pokolenie Solidarności - wolność, demokracja, prawa człowieka, sprawiedliwość i pokojowa koegzystencja narodów.
A zatem moja garść geopolitycznego i lokalnego optymizmu dla Państwa na nowy rok. W dzisiejszym pierwszym odcinku będzie o Ameryce. w kolejnych opowiem o Rosji, Chinach i Polsce.
America First. Porażka Trumpa w wyborach w 2020 była przełomowa. Jego druga kadencja byłaby dla Ameryki i Zachodu katastrofą. W wymiarze geopolitycznym, Trump zapewne wycofałby USA z NATO, poświęcił Ukrainę dla “realizmu” w relacjach z Putinem, z którego autorytarnym światopoglądem jest mu po drodze i z którym dzieli niechęć do Unii Europejskiej (choć lubił Polskę). W samej Ameryce, Trump nasiliłby atak na instytucje i normy demokratyczne, próbując w efekcie doprowadzić do “demokratury”, czyli systemu w którym władza wykonawcza i ustawodawcza rządzącej partii nie jest poddana żadnym instytucjonalnym ograniczeniom, z czasem umożliwiając jej wykorzystanie aparatu państwa do utrzymania się przy władzy. To, że był na to gotów jest udokumentowane, a jego autorytarny, narcystyczny i bezwstydny charakter uwidoczniła udaremniona próba zamachu stanu po przegranych wyborach. Gdyby się powiodła, Ameryce groziłaby wojna domowa, a nawet rozpad. Wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie, ale amerykańska demokracja otarła się o katastrofę, która wywołałaby reakcję łańcuchową w wielu krajach na świecie, także w Polsce.
Prezydentura “Śpiącego Joe” Bidena okazała się dla Ameryki i świata zbawienna (dlatego w nagrodę jego zdjęcie na początku bloga). Lista osiągnięć jest imponująca: przywrócenie przyzwoitości w w systemie sprawowania władzy, multilateralizm, odnowienie sojuszu z Europą w ramach NATO, przepchnięcie przez Kongres wielomiliardowych inwestycji w rozwój zaniedbanej amerykańskiej infrastruktury i transformacji energetycznej, twarda postawa wobec Putina i zdecydowana pomoc finansowa i militarna dla Kijowa. Pomimo wysokiej inflacji, gospodarka amerykańska nadal rozwija się przyzwoicie, a bezrobocie pozostaje niskie. Diametralnie różniąc się od swojego poprzednika w wielu fundamentalnych kwestiach, Biden okazał się bardziej konsekwentny i skuteczny w kilku obszarach wspólnych, geopolitycznych wyzwań. Wycofał wojska z Afganistanu (decyzja Trumpa, której nie zrealizował) i przeniósł geopolityczną konkurencję z Chinami na wyższy poziom, odcinając Chiny od wysokich technologii, tworząc zachęty dla amerykańskiego biznesu do relokacji i zacieśniając militarne sojusze w regionie. Biden zerwał również z polityką “niejednoznaczności” wobec ewentualnej agresji Chin na Tajwan, zapowiadając, że Ameryka jest gotowa iść na wojnę by tej azjatyckiej demokracji bronić. Wisienką na torcie były wybory do Kongresu na jesieni ubiegłego roku, które Biden i jego partia w zasadzie wygrali, a przynajmniej nie przegrali (moja pogłębiona analiza tutaj).
Podsumowując, po latach słabych prezydentur i utraty wpływu na świecie, Ameryka powróciła z wigorem, odzyskała wiarygodność i po raz kolejny objęła przywództwo wolnego świata. Trumpizm ma szansę okazać się epizodem, a nie trendem. Zapowiedzi Bidena z początku kadencji o sojuszu demokracji przeciwko nowej autorytarnej osi Chiny-Rosja nie były tylko pustosłowiem do którego przywykliśmy w poprzednich prezydenturach. Oczywiście część “zasługi” za ten stan rzeczy ponosi Putin, który atakując Ukrainę dał Bidenowi złotą okazję udzielenia Chinom pouczającej lekcji geopolityki, mobilizując Zachód do stanowczej reakcji. Jednym słowem to dzięki Ameryce, pogłoski o śmierci demokracji na świecie okazały się przesadzone, a 2022 był rokiem porażek różnej maści autokratów.
Czy Ameryka utrzyma kurs w nowym roku? Tak sądzę. Na krajowej scenie politycznej, Biden będzie górował nad Republikanami, pokłóconymi między sobą i obciążonymi coraz bardziej skompromitowanym i osaczonym przez dochodzenia Trumpem. Kłopoty z wyborem nowego przewodniczącego Izby Reprezentantów, izby niższej Kongresu, pokazują, że niewielka przewaga jaką Republikanie mają w tej izbie jest krucha i może ułatwić Bidenowi wykuwanie ponadpartyjnych konsensusów w kluczowych sprawach, na przykład pomocy dla Ukrainy. Tylko garstka Republikanów spod znaków alt-right i Trumpa jest przeciwna dalszemu finansowaniu Kijowa. Pozycja Bidena jest tak silna, że pomimo zaawanasowanego wieku (ma 80 lat, Trump 76) może zdecydować się na ponowny start w 2024 roku, zwłaszcza, że nie bardzo widać alternatywę wśród Demokratów. Przypominałoby to historię Reagana, którego wiek (73) i zdrowie stały się przedmiotem krytyki w trakcie jego walki o reelekcję w 1984. Reagan poradził sobie - punktem zwrotnym była debata telewizyjna z nieznacznie młodszym demokratycznym rywalem, Senatorem Walterem Mondale’m. Zapytany czy nie jest za stary i zdekoncentrowany by być nadal naczelnym wodzem, były aktor Reagan, udając śmiertelną powagę, wypalił przygotowaną wcześniej formułkę: “Absolutnie nie. Poza tym, chcę żeby Państwo wiedzieli, że nigdy nie użyję wieku jako tematu kampanii wyborczej. Nie wykorzystam młodości i braku doświadczenia mojego oponenta w celach politycznych.” Jego żart wywołał salwę śmiechu zgromadzonych dziennikarzy i samego Mondale’a i to był właściwie koniec tematu. Wybory zakończyły się miażdżącym zwycięstwem Reagana i Republikanów.
Prawdziwym testem dla Bidena w nowym roku będzie Ukraina. Gospodarka amerykańska radzi sobie z kryzysem energetycznym, a inflacja hamuje, co zapowiada tak zwane “miękkie lądowanie”, czyli płytką recesję lub nawet jej brak. Ale w sprawie Ukrainy przed Amerykanami ciężkie decyzje. Ukraińska armia odniosła w zeszłym roku ogromny sukces ale zaczyna też odczuwać wyczerpanie kampanią. Do pokonania Rosji jest bardzo daleko, a bez wyraźnego zwiększenia zaangażowania Zachodu poprzez dostawy amunicji i broni ofensywnej takiej jak czołgi lub rakiety dalekiego zasięgu nie będzie to możliwe. Amerykanie do tej pory cały czas poszerzają zakres swojej pomocy na coraz bardziej zaawansowane systemy, co ilustruje ostatnia decyzja o przesłaniu Ukrainie Patriotów. Taka powolnie krocząca eskalacja oznaczająca wojnę na wyniszczenie i zamrożenie konfliktu ale jest jednak kosztowna dla Ukrainy, bo to na jej terytorium spadają rakiety, jej gospodarka jest w ruinie. Zainwestowawszy tyle politycznego, finansowego i militarnego kapitału, Biden nie może pozwolić Ukrainie przegrać. W interesie Ameryki jest zatem w miarę szybkie zakończenie konfliktu, w którym dziś Ukraina jawi się zwycięzcą, a Rosja strategicznym przegranym. Tyle, że to jest myślenie oderwane od dynamiki i realiów konfliktu. Ukraina deklaruje iż jej celem jest całkowite zwycięstwo, włącznie z odzyskaniem Krymu, a Rosja nie wygląda na gotową do uznania porażki i szukania dyplomatycznego zakończenia wojny. Wprost przeciwnie - reorganizacja rosyjskiej armii zaczyna przynosić rezultaty, a gospodarka przestawiła się na tryb wojenny. W tej sytuacji, jedynym sensownym rozwiązaniem wydaje się zdecydowana intensyfikacja pomocy wojskowej dla Ukrainy, z całą świadomością, że może to grozić przedłużoną wojną, a nawet wciągnięciem NATO i Zachodu do bezpośredniego konfliktu z Rosją. Niestety jak przy każdym konflikcie, określenie tego czym ma być zwycięstwo i podjęcie związanego z tym ryzyka to najtrudniejsze decyzje. I one nadal stoją przed amerykańskim prezydentem.
Jeżeli chciałbyś podzielić się tym tekstem z innymi, tu jest link:
Przekład Stanisława Barańczaka. Angielski oryginał jest dobitniejszy:
Things fall apart; the centre cannot hold; Mere anarchy is loosed upon the world, The blood-dimmed tide is loosed, and everywhere The ceremony of innocence is drowned; The best lack all conviction, while the worst Are full of passionate intensity.